Kiedy wchodzimy na parafialny cmentarz w Raciborowicach, to urzeka nas jego piękno: układ ścieżyn, ciche mogiły i wysmukłe stare drzewa pochylające swe czoła nad dostojną ciszą minionych epok. Widać zachowany porządek, znać że cmentarz jest w dobrych rękach parafian i osób tu pracujących.

Spacerując między pomnikami nagrobnymi zastanawia nas fakt, że z tak licznych wsi są tu pogrzebani ludzie. Jest to związane z tym, że parafia zmieniała liczbę swych miejscowości. W końcu średniowiecza należały do niej Raciborowice, Zastów, Batowice, Dziekanowice, Mistrzejowice, Bieńczyce, Węgrzce, Boleń, Bosutów, Prusy, Kantorowice, Zesławice i Kończyce. W okresie nowożytnym do parafii w Więcławicach przeszedł Bosutów i Boleń, a pojawia się Baranów i Prawda będąca folwarkiem dworu raciborowickiego. W 1827 r. senat Wolnego Miasta Krakowa oderwał od parafii Wiktorowice, Kończyce i Baranów, zwany od początku XX w. Baranówką, a przyłączył Prusy, Sulechów, Bosutów i Boleń.

W chwili obecnej parafia jest już terytorialnie bardzo pomniejszona, gdyż zawiera jedynie Raciborowice, Dziekanowice, Kończyce, Batowice, Prawdę i Zastów. Natomiast wokół tej starej, średniowiecznej fary powstały nowe parafie w Prusach, Mistrzejowicach, Węgrzcach i Bieńczycach. Pamiątką po dawnej wielkości są prócz imponującej świątyni długoszowej z XV w. przede wszystkim nagrobki na tutejszym cmentarzu, gdzie możemy odczytać pochodzenie zmarłych, a także fakt, że osoby z dawnych wsi naszej parafii wyrażają wolę pogrzebania swych ciał właśnie tutaj, jak gdyby zachowując kult wielkiej Matki-Parafii Raciborowskiej, matki okolicznych parafii.

Na cmentarz prowadzi długa, piękna aleja jesionów – wedle lokalnej tradycji w czasie I wojny światowej Austriacy ścięli wszystkie drzewa w alei piłami na wysokość ok. metra celem odsłonięcia pola ostrzału dla artylerii. Stąd tłumaczy się fakt, że dziś wszystkie one rozrastają się właśnie na tej wysokości, co dodaje im niesamowitego, wręcz wyrwanego z płócien C.D. Friedricha nastroju, szczególnie podczas wieczornego lub porannego wśród mgły spaceru, kiedy wyglądają jak zwarty szpaler gwardzistów Śmierci, stojący na baczność w ostatniej wędrówce człowieka.

 

Cmentarz przykościelny.

Jak stary jest raciborowski cmentarz? Musiał istnieć od czasu powstania parafii, a więc od początku XIV wieku, gdyż pierwszym znanym nam plebanem był niejaki Raynerius w latach 1325-27. Cmentarz przykościelny istniał przez kolejne 500 lat. Plebani byli chowani w świątyni przed ołtarzem.

Dla przykładu można podać księdza Hannibala Orgasa, z pochodzenia Włocha, zmarłego 5 lipca 1629 r. czy księdza Walentego Brzostowskiego (zmarł w 1586 r.), którego płyta nagrobna obecnie jest wmurowana w ścianie kruchty kościoła, a przeniesiona została tam spod głównego ołtarza przez ks. Jana Waligórskiego w poł. XIX w. W podziemiach świątyni jest zamurowane wejście do katakumb, gdzie leżą ciała, jednak ich otwarcie nie jest wskazane ze względu na to, że mogą się tam znajdować zabójcze gazy – produkty rozpadu zwłok, które są swego rodzaju bombą biologiczną. Przypomnę o zgonach naukowców badających na pocz. XX wieku grobowce egipskich faraonów czy sprawie otwarcia grobu Kazimierza Jagiellończyka na Wawelu[1].

Cmentarz przykościelny był otoczony parkanem, a czwarta część ogrodzenia należała do tutejszego dworu. Na cmentarzu stała kostnica, która u schyłku XVIII wieku była już mocno zrujnowana. Przykładem pochówku przy kościele może być płyta pamiątkowa, którą wspomniany już pleban Walenty Brzostowski wystawił dla swoich siostrzeńców. Znajduje się ona w kruchcie przy drzwiach wyjściowych. Jak brzmi napis, Jan i Mikołaj Rajscy zmarli przedwcześnie „na powietrze” (czyli wskutek zarazy) i pochowani zostali na prawym rogu kruchty 12 i 14 października 1564r.

Podczas remontu ogrodzenia kościelnego w Raciborowicach za księdza Józefa Jamroza (proboszcz w latach 1927-1971) parafianie znajdywali w ziemi wiele kości ludzkich.

Była to swoista pamiątka po starej nekropolii. Kości ksiądz nakazał składać na jedno miejsce, a następnie pochował je na nowym cmentarzu, który powiększono za niego już po raz czwarty. Trzeba podkreślić, że były też w przeszłości odrębne mogiły dla ofiar zarazy, które umieszczanodla bezpieczeństwa z dala od siedlisk ludzkich (w Zastowie przy tzw. strumyku Jędorku jeszcze kilka lat temu świecił ktoś znicz na Wszystkich Świętych).

Rolnicy na okolicznych polach podczas prac polowych znajdują jeszcze zbiorowiska ludzkich kości, co jest zapewne pozostałością tychże. Takie zapomniane mogiły bywały owiane mgłą niesamowitości. Starsi ludzie wspominają legendę o widmie kobiety, która siedziała na kamieniu w lasku za dworem w Dziekanowicach, na miejscu cmentarzyska cholerycznegoi czesała długie, rude włosy. Biła od niej niesamowita poświata, miała na sobie białą, długą koszulę i kiedy ktoś się na nią nocą natknął, idąc leśną ścieżką z Dziekanowic do Kończyc, to uciekając w popłochu przed zjawą długo jeszcze słyszał za plecami jej ponury, grobowy śmiech. W naszych okolicach jest wiele podobnych podań.

 

Drugi cmentarz

W Europie przez wieki szalały zarazy, zwane morowym powietrzem, zbierając straszliwe żniwo ludzkich istnień. Wymierały całe miejscowości. Ponoć w sąsiedniej parafii luborzyckiej z 1670 mieszkańców epidemię z 1706 roku przeżyło 16 osób. Trwoga przed tym nieszczęściem obecna jest jeszcze w kościelnej pieśni: „Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas Panie…”.

W Raciborowicach aż przez cztery lata (1678-1682) z powodu grasującej w Krakowie zarazy rezydowała Krakowska Kapituła Katedralna, której notabene Raciborowice przez wieki były własnością. Największymi odnotowanymi plagami w tutejszej parafii były: epidemia Heinego-Medina w 1806 r. (zmarło ok. 113 osób), cholery w 1831 r. (ok. 110 osób) oraz kokluszu i febry w 1798 r. (ok. 100 osób).

Z akt wizytacji biskupiej dowiadujemy się, że w 1783 r. parafia ta miała 1860 mieszkańców (dziś natomiast ma ok. 2500 dusz).

Należy podkreślić, że czasy dawniej były ciężkie, widmo głodu było wielkie, szczególnie w latach nieurodzaju, przeciętna życia ludzkiego była dużo niższa niż dziś. Na skutek nierozwiniętej opieki medycznej i braku higieny bardzo wysoka była umieralność kobiet przy porodach oraz zgony niemowląt. Sytuacja zaczęła się poprawiać dopiero w 2 połowie XIX w., kiedy m.in. upowszechniono hodowlę ziemniaków, poprawiła się jakość usług medycznych i wynaleziono szczepionki na choroby zakaźne. Cmentarze parafialne poczęto wobec mnożących się zaraz przenosić na pewną odległość od świątyń. W zaborze austriackim, gdzie znalazły się Raciborowice, przeniesienia te dokonywały się na podstawie reformy cesarza Józefa II z 1792 r.

Nowy cmentarz w opisywanej miejscowości został jednak założony dopiero przez proboszcza ks. Wojciecha Chwastkiewicza w 1830 r. Już w rok później cmentarz musiano powiększyć, ponieważ na epidemię cholery wymarło w parafii ponad sto osób. W samym czerwcu i lipcu owego roku śmierć zabrała 43 parafian.

Ksiądz Chwastkiewicz jako pierwszy pleban został pochowany na nowym cmentarzu przy kaplicy cmentarnej po prawej stronie 4 kwietnia 1834 r. w wieku 65 lat. Ksiądz Waligórski, któremu parafia zawdzięcza wiele przedsięwzięć renowacyjnych, poświęcił cmentarz na św. Marka w 1845 r.,a w 1847 r. postawił na nim kaplicę cmentarną św. Jana Chrzciciela. Chciał też ogrodzić cmentarz, lecz sprzeciwił się temu dwór kapitulny.

Istniejąca do dziś stara, drewniana kaplica posiada konstrukcję zrębową i dach w formie kopuły z latarnią. Wewnątrz stoi ołtarz późnobarokowy z obrazem przedstawiającym chrzest Chrystusa w Jordanie. Obraz ów wcześniej był w kościele przy chrzcielnicy. Kiedy w 1845 r. grasowała w tych stronach cholera, a niewiele ludzi od niej zmarło,to parafianie w dowód wdzięczności, jako że polecili się wówczas opiece Matki Boskiej, zbudowali jej ołtarz przy wejściu na chór pod obrazem Matki Boskiej Niepokalanego Poczęcia.

Cmentarz powiększono znów za ks. Andrzeja Przybysia, plebana w latach 1877-1893, bo i też parafia się rozrastała, przybywało wiernych.Cmentarz funkcjonował przez kolejne lata. Za probostwa ks. kan. Stanisława Migasa (1971-2004) został ogrodzony w 1975 r., wyasfaltowano aleje cmentarne oraz wybudowano nową kaplicę cmentarną na początku lat 90-tych. Estetykę i ład na cmentarzu pielęgnuje obecny proboszcz, ks. kanonik Wiesław Cholewa.

 

Najciekawsze grobowce.

W kościele są wmurowane w ścianach pomniki nagrobne Jana Ogończyk Dubieckiego zmarłego w 1767 r., Katarzyny z Marcinkowskich Frankiewiczowej zmarłej w wieku 28 lat w 1881 r., która pozostawiła w boleści męża z trojgiem dzieci, płyta Anny z Lipia, żony niejakiego Linka, prawdopodobnie dzierżawcy Batowic w XVII wieku. Pod Męką Pańską na zewnętrznej, wschodniej ścianie świątyni jest tablica Franciszka Zbroi z Zastowa, doktora nauk medycznych, który jako kapitan Wojsk Polskich dostał się w 1939 r. do niewoli sowieckiej pod Lwowem i został zamordowany w Katyniu w 1940 r., mając dopiero 36 lat. Nie istnieje już dziś śliczny pomnik Samuela Bielskiego, przedstawiający dziecko klęczące u stóp Ukrzyżowanego Jezusa, obok św. Jana i Matki Boskiej. Był to trzyletni chłopiec zmarły w 1591 r. Warto tutaj przytoczyć jakże ciepłe i bolesne zarazem epitafium, jakie napisali mu rodzice, Jan i Agnieszka Bielscy z Olszowca w ziemi sieradzkiej:

Tu leży Samuel Bielski w podziemnym namiocie,
Który jak śliczny kwiatek uszedł w młodem lecie.
Ledwie go srogie Parki na świat wypuściły
Widząc w nim coś wielkiego w półtrzecia lat wzięły.
Chcąc wpoić sobie w pamięć dziecinę cnotliwą
Ojciec osierociały z matką żałośliwą
Ku czci Bogu ten obraz z żalem postawili
By się tem czujniej Bogu za syna modlili.
Żyj z Bogiem wdzięczne dziecię a niewinność Twoją
Zostawiaj Panu żałość niewymowną moją!

Przechodzień odnajdzie na cmentarzu wiele interesujących nagrobków i pomników żołnierzy, tutejszych księży lub dziedziców okolicznych włości. Imponują zbiorowe mogiły rodziny Raźnych czy Ptaków, dziedziców Bieńczyc – ich mogiła posiada w sobie miejsce aż na 35 trumien, gdyż ma kilka metrów głębokości. Leży tam Franciszek Ptak, były poseł na sejm.

Dzięki ks. Antoniemu Siudzie, plebanowi w latach 1919-1927, znamy opis najstarszych grobowców na parafialnym cmentarzu. I choć część z nich pokonał już ząb czasu i możemy ich nie odnaleźć między nowymi mogiłami, to jednak warto opisać je, bo mówią o ludziach, którzy kiedyś tutaj żyli.

Niedaleko kaplicy cmentarnej, w kierunku południowo-zachodnim znajdowała się nagrobna, empirowa płyta Eustachego Belli z 1846 r. Bella był ekonomem w sąsiednim Zastowie i zginął w wieku 33 lat bohaterską śmiercią podczas powstania krakowskiego 21 lutego 1846 r. zasieczony przez austriackich żołnierzy w okolicach ul. Sławkowskiej w Krakowie. Wraz z nim zginął jego sługa i adiutant Antoni Cichy. Bella był ostatnim potomkiem włoskiej rodziny handlarzy suknem mieszkającej w kamienicy przy rynku krakowskim. Przejmującą relację z ostatnich chwil życia zastowskiego bohatera opisują pamiętniki krakowskiej rodziny Louisów. Nie mogłem odnaleźć tejże mogiły, choć jakby na przekór pisało na niej według przedwojennego proboszcza: „wieczna łza w oku – niewygasła pamięć w sercu rodziny i ziomków, którym przodowałeś w walce o wolność przetrwa wszystkie pomniki”.

Była także płyta zmarłego w wieku 30 lat w 1859r. Franciszka Wojciechowskiego, grób zmarłej w tym samym roku Romualdy z Urlychów Majorowej i Ignacego Urlycha, grób Anieli z Żydusiaków Pietrzakowej z nieznaną datą śmierci, ale z uroczym epitafium. Od strony Prawdy znajdują się zatarte dziś znacznie mogiły dziedziców Dziekanowic: Jana, Stefana i Tadeusza Sawiczewskich, zmarłych w 1874 r. Zbieżność tych zgonów wydaje się być interesująca, gdyż byli to kilkuletni chłopcy. Na myśl przychodzi przeczucie o jakiejś rodzinnej tragedii…

Na południowej ścianie kaplicy cmentarnej była tabliczka zmarłej w 1840 r. Marii Ludwiki Rudowskiej. Do dziś zachował się po tej stronie kaplicy nagrobek Franciszka Mrozowskiego, zmarłego w 1876 r. oraz Józefa Mrozowskiego, byłego oficera Wojsk Polskich z korpusu gen. Dwernickiego, który zmarł w 1887 r. Obok stoi zbiorowy pomnik rodziny Rudowskich, będących właścicielami Mistrzejowic, wystawiony w 1900 r. Niedaleko stał jeszcze grób Władysława Habdank Miłkowskiego, byłego rotmistrza z powstania roku 1863 zmarłego w 1890 r. w Bosutowie. Na koniec umieszczę informację o mogiłach dwóch osiemnastolatek. Pierwsza z nich, Marianna Wiatrowna, zmarła w 1865 r., a pomnik wystawili jej Jakub i Katarzyna Kaszowscy. Druga nazywała się Salomea Zamojszczonka, pochodziła z Bieńczyc i zmarła w 1866 r.Przy tej informacji w rękopisie z Archiwum Parafialnego jest następujący dopisek uczyniony ręką ks. Siudy: „Słyszałem od brata tej „Zamojszczonki”, że ją gróbarz wykopał i obdarł”. Komentarz do słów tych pominę.

Dziś nikt z nas nie pamięta, jak wyglądali i zwali się chłopi, przewracający w trudzie skiby ziemi cztery wieki temu. Nie pamięta, że w 1793 r. w Raciborowicach karczmę miał Franciszek Wiatr i zwała się „Do Prawdy”, bo stała przy drodze nad dołami za wsią, że w austerii miał wyszynk niejaki Paulus, przy Dłubni stały trzy młyny i browar, a zaraz przy granicy Kończyc zarybiona sadzawka. Chłopi zwali się Wilk, Król, Skoczek, Cichy, Głośny, Pardała, Nawara, Błach, Wójcik, Lata, Mazur, Prażmowski, Sapeta, Chudy, Miśtal, Wróbel, Domagała i Nowak. Na Prawdzie jednymi z pierwszych osiedlonych mieszkańców byli Krzysztof Cichy i Marcin Szewc.

Ileż z tych nazwisk wciąż trwa w naszej parafii! Krew tamtych ludzi płynie w krwi żyjących. Zmienił się obraz wsi, realia polityczne i społeczne, bo nie ma już przecież krwawej pańszczyzny, a nie poddały się czasowi ani nazwiska, ani budynek świątyni! A dusze tamtych wszystkich pokoleń parafian jak zżęte kłosy zboża czekają w spichlerzu na przyjście Gospodarza. Zaś grobowce powstają i trwają, póki trwa pamięć żywych o tych, co odeszli. A kiedy i tych zabraknie, zapomniane mogiły znikają, stapiają się ze smętną, cmentarną ziemią i trawa je pochłania. Na starych grobowcach wyrastają nowe… Zgon zaciera zgon, śmierć dziadków zaciemnia się przez śmierć rodziców… i tak wąż śmierci zjada ogon swój własny, mój Boże.

Pamięć o minionych pokoleniach zachowują natomiast zgromadzone w Archiwum Parafialnym w Raciborowicach Księgi Zmarłych, notujące wszystkie zgony nieprzerwanie od 1690 roku oraz zbiory Archiwum Kapitulnego na Wawelu, które zachowały opisy wyglądu wiosek naszej parafii sprzed wieków.

mgr Mateusz Wyżga

[1] Na początku lat 70. został otwarty na Wawelu grób króla Kazimierza Jagiellończyka. „Wielu badaczy krypty miało poważne kłopoty ze zdrowiem, a wkrótce zaczęła się czarna seria. Od 1974 r. umierali kolejni uczestnicy otwarcia królewskiego grobowca. Naukowcy byli zdrowymi ludźmi w średnim wieku. Powodem zgonu mógł być grzyb Aspergillus. Zakażenie nim prowadzi do zawału serca i wylewu krwi do mózgu – taka była przyczyna zgonu większości badaczy”. (źródło: Internet, „Egiptomania w Polsce”)